Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z 2020

Iść, ciągle iść w stronę słońca

 Jenyyyy!!! Ile się dzieje!!! Miałam pisać 1-go, a tu już 15-ty mnie zastał. Masarnia normalnie jak to mówi moja Łódzka przyjaciółka... No to tak... był chrzest! Było godnie! Remiza wiejska pożyczyła nam namiot, stoły, krzesła... było pięknie... sielsko... Niezwykle wzruszająco. Była Kasia i grała nam na gitarze. Ech ta Kasia ♥️ Zawsze pojawi się we właściwym czasie i miejscu. A przecież mieszka w Lądku! Pan Bóg robi piękne prezenty współpracując z tą Panią! Było naprawdę wspaniale!  Aczkolwiek już wtedy padliśmy na ryjki. A potem wróciłam do pracy, przeprowadziliśmy się do domu na wsi... Tak! To tu będą te alpaki ☺️ Przeszliśmy z opieki gdańskiej pod opiekę koszalińską. Pozbyliśmy się astrala(respirator). Przeszliśmy bez niego infekcję. Wzbogaciliśmy się o nową pielęgniarkę i rehabilitanta. Nawiązaliśmy kontakt z laryngologią w Poznaniu i jutro tam jedziemy w celu dokładnego zbadania i decyzji czy mozna już wyrzucić rurkę z szyi!!!  Chciałabym Wam to szczegółowo opisać, ale muszę się

Astral się kurzy!

Ależ to był miesiąc! Wiktor wystrzelił z różnymi nowinkami. Po pierwsze to nagle zaczął stawać na nogi! Jeszcze z naszą pomocą, ale stawia już swoje pierwsze kroczki. Taka chudzinka słodka, chwieje się cały, ale dumy i radości z tego mnóstwo. Sam sobie już bije brawo, hahaha :) No właśnie, już nie tylko macha, ale też bije brawo, chowa się za rączkami, książkami, bębenkiem i telefonem i robi "Akuku!". Robi wiele dziwnych min, próbuje się komunikować na całego. Pojawiło się też pierwsze TAK (bo wcześniej, tylko kiwał głową na NIE, NIE, NIE...). I zostałam oficjalnie nazwana "egzoszkieletem" - Wiktor najchętniej spędza czas na moich rękach i nie daje się za bardzo z nich odkleić. Chwyta za ucho lub za włosy i kieruje mną niczym swoim rumakiem. Najchętniej na dwór, do świata. Świat jest taki ciekaaaawy!!! Szczególnie auta. Wszelkiej maści pojazdy są pasją naszego syna. Trzęsię się z radości przy ruchliwych ulicach. Mógłby tam stać godzinami. Ach, no i zaczęły się pierw

Tu i teraz

Dziś kolejny zwykły-niezwykły dzień się dzieje. Wstaliśmy punkt 6, bo mały głodomór uznał, że to już czas na kaszkę. Potem mieliśmy nasze rytualne już posiedzenie na balkonie. Trzeba było dokładnie obejrzeć podwórko, upewnić się co się zmieniło, śledzić uważnie każde odjeżdżające auto/brumbrum, no i oczywiście pomachać każdej przelatującej mewie oraz pani ze śmiesznym białym pieskiem. Ostatnio Wiktor nieustannie wszystkim i wszystkiemu macha🤗.  A potem pospaliśmy jeszcze dwie godzinki. Taki jakiś dzień... Po drugim śniadaniu mój mały szef zarządził spacer. Bardzo go ciągnie do świata. Wycieczki to jego pasja! No i huśtawki. No i mama.  Na mój widok płacze, wyciąga rączki, chce natychmiast być blisko. U mamy na rękach to najlepsze miejsce na świecie.  Jak to piszę to widzę, że mam mnóstwo powodów do radości. A jakoś, wstyd się przyznać, nie cieszę się. To znaczy mój mózg się cieszy. Moja głowa widzi, że jest ogrom powodów do wdzięczności, ale serce jakby ściśnięte... Być może to jest l

I żyli długo i szczęśliwie... ?

Nie wiem już sama czemu nie piszę... bo nie mamy problemów? Mamy, ale już nie takie spektakularne. Takie zwykłe. Na takie przecież nie można narzekać, jak przez rok miało się ogromne i starało nie narzekać...  Też nie piszę, bo nie mamy jakiś wielkich sukcesów... to znaczy mamy, codziennie... jednak trudno to opisać... nasz syn oddychał cały dzień sam! Czy to sukces? Przecież wszyscy oddychamy cały czas sami... ostatnio gdzieś czytałam, że dziecko rodząc się traci ciepło i bezpieczeństwo łona matki, ale zyskuje własny oddech, autonomię. Otóż Wiktor doświadcza tego zysku w wieku 15 miesięcy ☺️ I musi sobie na niego ciężko zapracować... Intensywnie ćwiczy teraz oddychanie i nie jest mu lekko... Myślę, że nie piszę, bo przestałam zupełnie myśleć o sobie. Nie wiem czy to dobrze, czy źle. Może to normalne. Ale nie moje... Dziwne. Pisanie tu pomagało najbardziej mi, pomagało uporządkować myśli, dodawało otuchy, dawało poczucie, że nie jesteśmy sami w naszych trudach. A teraz... są nadal trud

D O M

Już dłużej nie mogę nie pisać. Naprawdę zamilkłam. Nie tylko tu. Ucichły też moje whatsappowe grupy wsparcia, telefony, smsy. Trochę tak czuję, jakby Wiktor był alpinistą, jakby w drodze na szczyt niosły go pełne miłości wiadomości od Was, pytania, radość z kolejnych kroków. A teraz jesteśmy na szczycie. Zdobyliśmy go. Bardzo długo wyczekiwane marzenie stało się dla nas rzeczywistością! Dolatują do mnie jeszcze gesty i słowa wsparciea. Na przykład wspomniany tu wcześniej amerykanin aktualnie trenuje bieganie, bo chce pobiec w nowojorskim maratonie w intencji zdrowia Wiktora. To takie piękne. Taka modlitwa ruchem. A teraz ruch to główna sfera wiktorowa. Bardzo chce już się ruszać, płacze jak leży... Jednak nie do końca jeszcze może zrobić coś ponad obroty na boki i jakieś szalone mostki. Więc mama robi za transporter po domu. „Chodzimy”, latamy, podskakujemy... jak to cieszy!!! Czasami też uprawiamy sporty ekstramalne: odczepiamy respirator i biegamy z maluchem po wszystkich pomies

Prosimy o Wasz 1%

Jeśli Wasz 1% jest jeszcze wolny, to bardzo prosimy o niego. Postaramy się puścić to dobro podwojone dalej w świat☺️ Z góry bardzo dziękujemy! ♥️♥️♥️

Czego brakuje?

Taka mała zagadka... czego brakuje na załączonym obrazku? Trudna zagadka... w okolicy twarzy Wiktora... No właśnie... był tam plasterek! A teraz go nie ma ☺️☺️☺️ W minioną środę usunęłam sondę! I to wywróciło nasze życie do góry nogami! Teraz Wiktor je wtedy, kiedy jest głodny. I tyle ile chce. O dziwo je częściej i więcej niż podawaliśmy mu sondą. Taka jestem z niego dumna! Wczoraj na raz wypił prawie 200 ml mleka! Co dla dziecka w jego wieku jest normalne. Jednak Wiktor rzadko kiedy zjadał 100 ml! Leżał potem rozwalony z wieeeelkim brzuchem i ciągle się śmiał ☺️ Cud za cudem się tu dzieje!  Chociaż wygodniej było mi karmić strzykawką do rurki, o stałych porach i w ściśle określonych ilościach. Byłam wtedy Panią sytuacji! Kontrolowałam wszystko. I Wiktor był ciągle czysty i pachnący... Teraz nastąpił chaos! Czasem zje 40 ml, czasem 200 ml. Do tego po każdym karmieniu trzeba go przebierać, bo mleko lub zupka są dosłownie wszędzie! A jak dostał słodką kaszkę to wszystko mu się

Jestem szczęściarą

Bardzo chciałabym wyrazić to co dziś czuję, ale jakoś nie mogę... to zbyt duże... Dziś w kościele płakałam z wdzięczności i szczęścia. Wczoraj - ze wzruszenia. Nasz syn wczoraj skończył pierwszy rok życia. I świętował swoje urodziny w DOMU♥️! Otoczony swoją RODZINĄ i cudną atmosferą MIŁOŚCI! To takie zwykłe... a takie luksusowe! Coraz bardziej dociera do mnie, co jest najważniejsze. Dom, rodzina, miłość. To najlepsze lekarstwo!  Takie też zalecenia otrzymaliśmy od lekarzy. „Teraz macie go ukochać.” „Teraz on ma pomieszkać w domu.” Potrzebuje odpoczać od szpitali... Czyż to nie piękne?  Zalecenia działają. Jestesmy już prawie trzy tygodnie w domku i nie poznajemy naszego bąka! Wierzga nóżkami, śmieje się nieustannie, a apetyt ma jak młody wilk! Przybiera na wadze. Codziennie uczy się czegoś nowego. Czasem też marudzi... wiadomo. I to też z niezłą siłą. Szczególnie, że znów ruszyły zębiska. Oczywiście hurtem. Wyłażą cztery na raz!  Widok Wiktora w naszym domu nieustannie

Country road, take me home...

Od wczoraj śpiewam tą piosenkę... Country road, take me home... a dziś rano jeszcze: „Po nocy ciemnej, wstanie świt... swoją twarz spoza chmur słońce wychyli znów - ogrzeje Cię! Wielki Świat nas wzywa! Czas zacząć żyć!!!” Dzieje się! Jedziemy! Wiktor nad wyraz spokojny, bez żadnych uspokajaczy... ja z bananem na twarzy i wielką kluchą w brzuchu... ale taaaaaka szczęśliwa! Taaaaka wzruszona!!! Jedziemy do domu! Piszę teraz, z karetki, bo chyba na jakiś czas zamilknę. Chcę pobyć w naszym domu... BYĆ tam w całości. Doświadczyć tego z całą mocą... Potem napiszę... Pięknie pożegnaliśmy się z naszym szpitalem. Były prezenty dla nich i dla nas. Były łzy. Były długie rozmowy nad wiktorowym łóżeczkiem. Zostawiliśmy po sobie kolorowy sufit w izolatce i masę ciepła. Dostaliśmy pierwszą alpakę do naszego stada, multum szpitalnych sprzętów, kontakty oraz ogrom przytulasów i miłości! Moja mama twierdzi, że zbudowałam z nimi dobrą relację. To prawda. Przez te pół roku, obie strony otworzyły si

Jak zostaliśmy celebrytami 🤣

Zdjęcie w gazecie, wywiad w telewizji, a w poniedziałek ma przyjść radio 😊. Pierwszy pacjent na nowym OIOMie to prawdziwy celebryta! Cały tydzień chodziłam wystrojona i wymalowana. Bo jak nie media, to przygotowania do domu. Zakupy. Spotkania. Umowy. Załatwianie specjalistycznego żywienia. A wczoraj - pakowanie wszystkiego. Obmyślanie podziękowań. Cóż za przedsięwzięcie! Emocje sięgają zenitu! Jutro Piotr zabiera wszystko do Słupska. Będzie tam na nas czekać! A my... we wtorek z samiutkiego rana wsiadamy w karetkę i siup! Do domku... Wiktor chyba czuje, że dzieje się coś dobrego, bo jest bardzo pogodny. Śmieje się dużo. Wesoło bryka w łóżeczku całymi dniami. Jestem taka ciekawa jak to będzie? Trudno mi wyobrazić sobie cały ten sprzęt w domku. I Wiktora w naszej sypialni. Pod jego ścianą z chmurkami... jak mnie to wzrusza... Pamiętam jak malowaliśmy tą ścianę. Jak baliśmy się, że wrócimy do domu bez niego i będziemy widzieć te kolorowe chmurki... Ale wierzyliśmy w cuda i pomalowa

Dzień radości!

Dziś był piękny dzień! Rano za oknem sypał śnieg, a ja uwielbiam śnieg! Potem przyszedł jakiś miły Pan i powiesił w naszej izolatce krzyżyk - bardzo mnie to wzruszyło. Następnie przyjechała Pani z gazety Fakt i robiła nam zdjęcia w tym pięknym nowiutkim otoczeniu. Niektórzy mają sesje roczkowe, a inni w okolicach pierwszych urodzin mają sesje zdjęciowe do Faktu na tle maszyn za miliony z WOŚP! To mnie rozbawiło 🤣 A na koniec... ustaliliśmy datę wyjazdu do domu. Ma być wtorek. 18.02.2020. Porusza mnie to tak bardzo, że zapominam oddychać. Dobrze, że mamy tu respiratory 🤭 Niedowierzam. Policzyłam, że to będzie jakoś 11 miesięcy i 11 dni... Czuję się gotowa! Mam tę moc 😜

Czas przygotowań

Przyjechał koncentrator i niby wszystko już jest, ale w czwartek był wielki nawrót infekcji. Wiktor przestał wchłaniać, ciągle wił się z bólu, brzuch miał jak kamień i crp znów wzrosło. Dostał antybiotyk. Co oznacza najprawdopodobniej kolejne 10 dni w szpitalu, no i potem jeszcze chwile po odstawieniu. Do tego pojawiło mu się jakieś zaczerwienienie na mostku. Ja natomiast dostałam sraczki takiej, jakiej nie miałam nigdy w życiu! To dopiero było oczyszczenie! Wyrzuciłam z siebie totalnie wszystkie brudy! Taki mieliśmy czwartek. Tego dnia też cały oiom przeprowadzał się na nowiutki wyremontowany oddział. Było dużo zamieszania. Jak to przy dużych zmianach. Teraz mamy super standard. Cichutki pokoik z łazienką tylko dla nas! Nawet nie wiecie, jak ona mi się przydała!!!😜 W weekend zrobiliśmy sobie wychodne! Jakimś cudem, wróciły mi siły po „Wielkim Przeczyszczeniu” i wybraliśmy się na urodziny. Cudnie było ubrać się, umalować i wyjść do ludzi. Wspaniale zjedliśmy, pośmialiśmy się,

Mamy nasz Dreamteam!

Już trzy tygodnie jesteśmy razem. Z dwiema przerwami na noc, kiedy tata robił „męskie wieczory”, a mama mogła skoczyć w tym czasie do naszego wynajętego mieszkania, żeby zrobić pranie, uprasować, nagotować i przespać ciurkiem kilka godzin ☺️ Jestem już poważnie zmęczona. Budzę się z „piaskiem” w oczach, snuję się jak duch po szpitalu. Na szczęście są tu kochane pielęgniarki, które ogarniają czasem za mnie karmienie o 24 i o 6. Wtedy mogę troszkę więcej pospać. Taki deficyt snu odczuwam pierwszy raz w życiu. Z jednej strony, to właśnie to, o czym marzyłam! Z drugiej - jest mi ciężko i mam ochotę pomarudzić! Owszem, mamy tego doświadczają, ale nie śpią wtedy na polówce! I nie są same! I nie spędziły ostatnich 11 miesięcy w ekstramalnym stresie! Naprawdę jestem zmęczona... Wiktor od soboty ma znów jelitówkę. Sraka, gorączka, wymioty, nie trawi pokarmu... ja mam ją od wczoraj... to też nie dodaje nam pozytywnej energii. Próbuję o tym myśleć jak o ostatnim oczyszczeniu z tych trudów i

Spokój serc

Spokój to chyba najlepsze słowo. Może jeszcze szczęście... miłość... bezpieczeństwo. Zmęczenie, niewyspanie... Jakoś tak. Radość! Dobry humor. Regularne wzruszenie... Tak się czuję. Odkąd zamieszkałam na OIOMie w moim sercu zamieszkał spokój. Myślę, że w Wiktorowym też. Nareszcie jesteśmy razem i na właściwym miejscu. Poczułam to z ogromną siłą naszej pierwszej nocy. Było okropnie! Polówka twarda, niewygodna, wiało zimnem od podłogi. Maszyny pipczały co chwila. Wstawałam praktycznie non stop. W sumie spałam może ze trzy godziny. Aż w pewnym momencie, mój synek się rozpłakał. Wzięłam go wtedy na ręce. Może na minutkę, a on uspokoił się i zasnął... od tamtego momentu wiedziałam, że jestem na swoim miejscu... przepiękne uczucie... Teraz minął już prawie tydzień. Kupiłam sobie materac. Wiem już, że jak Wiktor śpi, to też trzeba spać. Wiem jak poprzyklejać wszystko, żeby maszyny nie wściekały się całą noc. Przekładam czujnik saturacji na drugą stópkę. Skracam opaskę przy rurce, żeby

Marzenia się spełniają!

Marzy mi się od 10 miesięcy być znów z moim synem przez 24 godziny na dobę. Codziennie biegnę do szpitala jak na skrzydłach i wychodzę z niego z rozdzierającym bólem w sercu. Czasem mocniejszym, czasem słabszym. Jak mi się coś przyśni, to zwykle jest Wiktor. Czasami jest malutki, czasami już jest nastolatkiem. Czasami leży w szpitalu, czasami już w domu. Czasem oddycha sam, czasem nie. Takie mam różniaste sny... Dziś w moim śnie Wiktor dostał nowe, lżejsze rurki do respiratora. Dziś jest wyjątkowy dzień! Pędziłam do szpitala w podniosłym nastroju. Jak tego dnia, gdy lecieliśmy do Łodzi. Spakowana, zakręcona i szczęśliwa! Jednocześnie wystraszona, jak to przed nowym bywa... Dziś spełni się moje marzenie. Wprowadzam się do szpitala!!! Będę z synkiem 24 godziny na dobę! Mamy osobną salę. Jest tu cichutko i spokojnie. Jakoś tak błogo. Oboje jesteśmy bardzo spokojni. Wydaje się, że ten kolejny rozdział będzie całkiem przyjemny. Mamy tu intymnie. To nowe. I jakieś takie dziwne. Przez

10 miesięcy

Dziś Wiktor kończy 10 miesięcy. To nasz 306 dzień w szpitalu. I 306 dzień życia maluszka poza moim brzuchem. To chyba pierwsza miesięcznica, podczas której zastanawiam się czy następną spędzimy też w szpitalu? Wcześniej wydawało mi się to oczywiste. A dziś zaczynam wyobrażać sobie dom. Nas w tym domu. To brzmi kompletnie nierealnie! Dziś kąpałam Wiktora w wanience. Uwielbiam jak kopie nóżkami z radości! Już stał się fanem wody! Bardzo mnie to cieszy, bo chcę z nim dużo pływać. Jeszcze nie wiem jak to zrobię, ale wiem, że będziemy razem pływać. Już w sumie pływaliśmy. W ostatnich tygodniach ciąży chodziłam dużo na basen, bo tam tylko czułam się lekko. Kiedy pływałam, czułam jak mały kopie i wyobrażałam sobie, że pływa razem ze mną. Czułam, że jesteśmy jak dwa delfiny, albo wieloryby. Kiedy go dziś kąpałam zastanawiałam się jak to będę robić w domu. Pomyślałam, że musimy ustawić łóżeczko tak, żeby można było podchodzić do niego z dwóch stron. Zastanawiałam się co, jeśli wypnie mi si