Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z październik, 2019

Jeszcze nie...

Dziś tylko dwie krótkie informacje dla wiernych kibiców Wiktora: 1. Do 11.11 zostajemy w Gdańsku. Dla mnie to oddech. Opuszczam bloki startowe... jakoś się w tej Łodzi dogadali i wygląda na to, że po Święcie Niepodległości lecimy zdobywać Łódź! 2. Widać już pierwszego zęba! Wcześniej myślałam, że widać. Ale to dopiero od dziś widać ☺️

Niepewność

Niestety albo stety cały czas nie mamy decyzji o wyjeździe. Ponoć mają bardzo dużo operacji i w najbliższym tygodniu na pewno nie zmieścimy się w grafiku... Także jesteśmy nadal w Gdańsku, nadal w blokach startowych. Widocznie jeszcze nie czas. Wszystko w swoim czasie. Najlepszym z możliwych. Wiktor w błogiej nieświadomości, radosny, zdrowy, pełen życia! Wierzga, pełza na plecach po całym łóżku, śmieje się... dziś zjadł kilka łyżeczek zupki buraczkowej! Buzią! Taka jestem z niego dumna! I taka szczęśliwa. Wiedziałam, że posiadanie dzieci będzie cudowne, ale że aż tak?!

Nadzieja

W tym tygodniu na początku byliśmy mocno w blokach startowych. Nie wiadomo było kiedy, co i jak. Było trochę napięcia... teraz jest już lepiej... We wtorek udało mi się osobiście porozmawiać z panią Profesor z Łodzi i dostałam potwierdzenie, że to naprawdę się dzieje! Operacja ma być w przyszłym tygodniu... jak nic im nie wypadnie, to w poniedziałek lub wtorek jedziemy... Coraz mniej się boję. Mam w sobie coraz więcej radości i nadziei! Naprawdę chcą naprawić to małe serduszko! A jak już naprawią, to będziemy szykować się do domu!!! To jest wspaniałe! Cudne! Ach! Z tym telefonem do Łodzi też było też niesamowicie. Najpierw Pani Doktor powiedziała mi, że ona na moim miejscu już dawno by tam dzwoniła. Potem zastanawiałam się do kogo dzwonić do Profesora czy do Pani Profesor? Ostatecznie stanęło na Profesorze. Nie było go, ale w jego gabinecie była Pani Profesor 😆. Opatrzność czuwa! Powiedziała mi, że widziała film, który im wysłałam, żeby widzieli jak Wiktor dobrze się miewa... że

Mama w drodze

Ostatni weekend przed Łodzią. Rodzice ładują akumulatory! Piotrek pojechał na szkolenie do Łodzi (przy okazji przetrze szlaki i zostawi tam  dobrą energię), a ja jestem w drodze do Poznania. Też na szkolenie. Wiktor, wyposażony w cyckowe mrożone mleczko, został pod czułą opieką babci Bogusi i cioci Agnieszki. Będzie jak pączuś w masełku 🤣 A ja postanowiłam, że będzie to weekend pełen radości i luzu. Chcę wrócić do maluszka napełniona entuzjazmem, a przynajmniej żeby go było trochę więcej niż strachu. Tak bardzo chciałabym pozbyć się strachu... czy to w ogóle możliwe w naszej sytuacji? Wracamy do miejsca, gdzie uratowali życie naszego synka. Przeszliśmy już przez dwie operacje i dwa cewnikowania w znieczuleniu ogólnym. Ścigaliśmy lekarzy, wrzeszczeliśmy na profesorów, stoczyliśmy bój o naszego synka... Niby mamy już doświadczenie w ogarnianiu hardcorów na granicy życia i śmierci... także pewnie jeśli znów będzie potrzeba, to brygada Rymarów, ramię w ramię, zrobi wszystko, co się

Mamy decyzję!

W przyszłym tygodniu, jak tylko zwolni się miejsce na oiomie ruszamy do Łodzi na operację serduszka! Najprawdopodobniej mój synek V.I.P. będzie leciał samolotem! I zabierze mamusię za sobą ☺️ Tata pogoni autostradą z bambetlami. Ma już w tym wprawę! No nic. Dużo logistyki przed nami. Jakoś dużo we mnie radości i ufności. Wiadomo, też się boję. Ale jesteśmy w rękach Najlepszego Lekarza. On wie co robi! No i tu mamy wspaniałe lekarki. One też są całe podekscytowane i wystraszone zarazem. Jak cudownie być pod opieką takich Ludzi. To są lekarze, którzy nie zapomnieli być ludźmi. A szefowa jest naszym najlepszym adwokatem. Już ustaliłyśmy, że będziemy codziennie dzwonić ☺️ Tu naprawdę jest jak w domu... Was też będę informować na bieżąco. Prosimy o modlitwę i dobrą energię! Dziękujemy, że jesteście!

Niech będzie radość!

Dziś dzień zaczęłam źle. Od gnuśności, beznadziei i poddawania się. Wykrzyczałam Piotrkowi, że nie mam siły już się brać w garść, a potem darłam się i kopałam w lodówkę. Całe szczęście mamy kota policjanta i na wszelkie przejawy agresji reaguje gryzieniem i drapaniem stóp i kostek. Mieszkanie przetrwało ten wybuch dzięki Misi i długiemu prysznicowi... Niestety zdołałam przelać trochę jadu na Piotrulę... ale nic. Postanowiłam, że reszta dnia będzie inna! Widok Wiktora już zrobił połowę roboty. Na dzień dobry śmiał się do mnie przez godzinę, a potem zasnął snem sprawiedliwego i od dwóch godzin słodko śpi. Widok nieziemski. Rączki w górę. Totalny luz. Cudnie go takim widzieć! Co jakiś czas przeciąga się i wierci... do schrupania! Dziś 222 dzień życia bąbla. I 222 dzień w szpitalu. No może 226, bo ze cztery dni leżeliśmy razem, jeszcze nierozpakowani. 1,5 miesiąca Wiktor jest bez antybiotyku. Od dwóch tygodni bez wkłucia i zastrzyków. Nie gorączkuje. Nieźle trawi. Nawet schodzi

Jak to było w ciąży

Wiktor spokojnie śpi. A ja siedzę przy jego łóżeczku i próbuję powoli wszystko porządkować... Zbieram w całość te dotychczasowe doświadczenia. Mam trochę wątpliwości. Czy pisać to, czy nie... Ostatecznie przekonuje mnie myśl, że może komuś to się na coś dobrego przyda. Może dla kogoś nasza historia będzie kluczem do jakiegoś dobra... Taką mam nadzieję. Proszę, niech nie prowadzi do zła... Dowiedzieliśmy się na pierwszym usg. Chcieliśmy poznać płeć. Lekarz milczał. Ja myślałam, że to bliźniaki, bo widziałam dwa kółka, jakby dwie główki. Niestety nie. Poinformowano nas, że nasze dziecko ma przepuklinę pępowinową, co najprawdopodobniej wiąże się z zespołem wad genetycznych. Ja zaczęłam wyć z bólu. Mój mąż zamarł. Zapytałam o płeć. Przecież po to tu przyszliśmy. I usłyszałam pierwszy komunikat: „w zaistniałej sytuacji to chyba bez znaczenia”. Powtórzyłam pytanie ozięble podkreślając, że dla mnie ma to ogromne znaczenie. Wtedy dowiedziałam się, że mamy syna! W panice pojechaliśmy do

Szklanka do połowy pełna

Nie wiem już jak to opisać... słów mi brak na opisanie tego stanu, który ostatnio bardzo często mi towarzyszy... widzę wyraźnie wiele małych cudów... i morze miłości, które mnie zalewa... Jak cudnie być tak kochanym! I jak cudnie tak kochać! Tydzień temu mieliśmy piękne odwiedziny. U Wiktora była babcia Wandzia. Cieszyłyśmy się z mamą jak dzikie z tego wspólnego przedpołudnia z Wiktorem. Było jak w domu. Kąpiel. Ubieranie. Czesanie. Karmienie. Potem echo serca, to może nie takie domowe. Ale jakoś wyszło ok, więc radość była z tego też. Chociaż Wiktor bardzo mocno protestował. Lubię, jak protestuje. Pokazuje sprzeciw takim ludziom, co zamiast jego oczu widzą tylko swój cel. Nie daje się traktować przedmiotowo. Wiktor uczy wszystkich, że trzeba najpierw wejść z nim w kontakt, w relację... Dostaliśmy najpiękniejszy prezent na świecie. Gosia wraz z mężem i małymi, dzień młodszymi, bliźniakami zafundowali Wiktorowi msze wieczyste. Już zawsze, codziennie, gdzieś w Kielcach będą odbywa