Od wczoraj śpiewam tą piosenkę... Country road, take me home... a dziś rano jeszcze: „Po nocy ciemnej, wstanie świt... swoją twarz spoza chmur słońce wychyli znów - ogrzeje Cię! Wielki Świat nas wzywa! Czas zacząć żyć!!!”
Dzieje się! Jedziemy! Wiktor nad wyraz spokojny, bez żadnych uspokajaczy... ja z bananem na twarzy i wielką kluchą w brzuchu... ale taaaaaka szczęśliwa! Taaaaka wzruszona!!! Jedziemy do domu! Piszę teraz, z karetki, bo chyba na jakiś czas zamilknę. Chcę pobyć w naszym domu... BYĆ tam w całości. Doświadczyć tego z całą mocą... Potem napiszę...
Pięknie pożegnaliśmy się z naszym szpitalem. Były prezenty dla nich i dla nas. Były łzy. Były długie rozmowy nad wiktorowym łóżeczkiem. Zostawiliśmy po sobie kolorowy sufit w izolatce i masę ciepła. Dostaliśmy pierwszą alpakę do naszego stada, multum szpitalnych sprzętów, kontakty oraz ogrom przytulasów i miłości! Moja mama twierdzi, że zbudowałam z nimi dobrą relację. To prawda. Przez te pół roku, obie strony otworzyły się na dobrą współpracę, która przerodziła się w przyjaźń. Czasem myślę, że to był jakiś sen, że takie miejsca są tylko w bajkach. Otóż nie. Ten szpital istnieje naprawdę. I inne powinny brać z niego przykład!
Przed nami nowe. Nowe życie w domu. Nowy lekarz, pielęgniarka i rehabilitantka. I pediatra. I kardiolog. Ale się będzie działo!
A dziś będziemy świętować! Bo miało go nie być, a jest i jedzie do domu!!! Jestem taka wdzięczna! Chwała Panu Bogu!
Kończy się pewien etap. Był cholernie trudny! Bez Pana Boga byśmy padli. Bez Was też. Dziękuję, że trwacie przy nas! Kocham Was bardzo ♥️
Komentarze
Trzymamy za Was mocno kciuki. Wiktorek to prawdziwy bohater i wiedziałam, że da radę!