Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z grudzień, 2019

Gwiazdka z Nieba

Dziś chcę do Was napisać prosto z serca. Dziś jest Dziś przez duże D. Dziś jest tak dobrze, tak radośnie... W nas i wszędzie dookoła rozlewa się Miłość. Od rana w Gdańsku pięknie świeciło słońce. Wszystko zdążyłam zrobić i przybiegłam tu, gdzie czuję się najlepiej. Do mojej Gwiazdki z Nieba. Potem przyjmowaliśmy gości. Była babcia i dziadek. Potem druga babcia. Tata wrócił. Wiktor początkowo chciał drzemać. Ale nic z tego! Tyle gości, a on będzie spał?! W życiu! I nadal nie śpi, chociaż goście już poszli. Za dużo wrażeń! A ja nie mogę wyjść ze szpitala. Ta wigilia powinna być tu! W zasadzie to już była. Jak cudnie było dziś patrzeć na tą miłość dziadka i babć. Każde nowe dziecko w rodzinie jest otaczane wielka miłością i uwagą, ale mam wrażenie, że nasz Wiktor dostaje tak dużo! I to mnie tak bardzo cieszy! Wiem, że on też dużo daje, wiem, że jego historia dodaje nadziei i radości, dodaje życia wszystkim w koło. To też mnie tak cieszy! I zaszczyca! W te Święta, w urodziny Tego, k

Rotawirus z prezentami

Jak już pewnie zauważyliście, u nas rzadko kiedy coś idzie „gładko”. A może źle to widzę... bo oczywiste rzeczy idą jak po grudzie, ale dzięki temu być może - inne idą właśnie gładko! Tak było w tym tygodniu! To była jakaś masakra! Zaplanowałam sobie rozmowy z lekarzem o naszej przyszłości, odstawianiu respiratora, pójściu do domku... Ale Wiktor, albo ten wredny wirus, Bóg, albo zły - ktoś z nich miał inne plany... od niedzieli w nocy zaatakował maluszka rotawirus. Wymioty, biegunka, odwodnienie i ogrooomny niepokój... Wiktor szalał tak do czwartku. Po drodze zaraził mnie, Piotrka, moją siostrę, trzy lekarki i jakieś pięć pielęgniarek🤦🏽‍♀️ Takie statystyki na dziś. Zobaczymy co będzie dalej... Gdybyście słyszeli o epidemii wirusa jelitówki na Pomorzu, to może być ten przywleczony prawdopodobnie z Łodzi... Do rzeczy... chciałam Wam napisać, że choć było bardzo ciężko i choć ten rotawirus to ostatnie czego nam potrzeba, to przy okazji zadziały się dobre rzeczy! Szklanka do połow

Powrót do „domu”

Od wtorku jesteśmy znów w Gdańsku. Bardzo się z tego cieszymy... Kurcze! Hurrraaaa! Przecież to wielki sukces! A do mnie jakoś nie dociera... Przetrwaliśmy te cholernie trudne 4 tygodnie! Wiktor ma załatane serducho i daje radę!!! Powinnam skakać ze szczęścia. Ale nie mam siły skakać. Może się poturlam? Troche zimno i błotniście na turlanie 😜 To co chce Wam tu napisać, to że uff... udaaaało się... Zamiast entuzjazmu czuje spokój. Wiem, że Wiktor jest w najlepszych rękach... mogę odsapnąć. Tu lekarze o nim nie zapomną... Czujemy się bezpiecznie. Nasz mały człowiek ze stali miał bardzo turbulentną podróż. Nie wiedzieć czemu jechaliśmy karetką i to w inkubatorze. Kilja dni przed wyjazdem były przymiarki, czy Wiktor wejdzie 🤦🏽‍♀️ Wszedł. Ale bylo mu niewygodnie, ciasno i gorąco. Mimo regularnych dawek uspokajaczy, przepłakał całe 3,5 godziny. Może drzemnął na jakieś 15 minut. Od przyjazdu jest nadal bardzo niespokojny i rozgrzany. Wczoraj go zastałam takiego rozpalonego, placzaceg

Ząbkowanie na intensywnej

Nie pisałam tu nic, bo całą moją energię pochłonęła łódzka karuzela. Życie tu jest zdecydowanie pełne wrażeń.  Miniony tydzień był jedną wielką walką. Wiktor gorączkował, jego serce pędziło powyżej 200 uderzeń na minutę, pomimo tony leków wyciszających ciągle wił się z bólu. Nie trawił pokarmu, nie robił kupek. Od wtorku sytuacja narastała. Lekarze dokładali leków. Ketamina we wlewie, wyższe ustawienia respiratora, antybiotyk, bo coś tam wyszło w rurce (tak na wszelki wypadek...), więcej Furosemidu, bo gorzej sikał... A ja walczyłam ze strachem... Nie wiadomo było o co chodzi... W panice ściągnęłam Piotrka, który rzucił wszystko i przyjechał. W piątek ucichło... serce zwolniło, Wiktor zaczął przyswajać jedzenie, a wczoraj zrobił nawet trzy kupki bez lewatyw, czopków i dziwnych rurek... od piątku nieustannie śpi... Leki dokładane są szybko, a odstawiane bardzo wolno...  Trudno mi ocenić jego samopoczucie, wydaje się zrelaksowany... Wczoraj lekarz orzekł, że to chyba były zęby