Od wczoraj śpiewam tą piosenkę... Country road, take me home... a dziś rano jeszcze: „Po nocy ciemnej, wstanie świt... swoją twarz spoza chmur słońce wychyli znów - ogrzeje Cię! Wielki Świat nas wzywa! Czas zacząć żyć!!!” Dzieje się! Jedziemy! Wiktor nad wyraz spokojny, bez żadnych uspokajaczy... ja z bananem na twarzy i wielką kluchą w brzuchu... ale taaaaaka szczęśliwa! Taaaaka wzruszona!!! Jedziemy do domu! Piszę teraz, z karetki, bo chyba na jakiś czas zamilknę. Chcę pobyć w naszym domu... BYĆ tam w całości. Doświadczyć tego z całą mocą... Potem napiszę... Pięknie pożegnaliśmy się z naszym szpitalem. Były prezenty dla nich i dla nas. Były łzy. Były długie rozmowy nad wiktorowym łóżeczkiem. Zostawiliśmy po sobie kolorowy sufit w izolatce i masę ciepła. Dostaliśmy pierwszą alpakę do naszego stada, multum szpitalnych sprzętów, kontakty oraz ogrom przytulasów i miłości! Moja mama twierdzi, że zbudowałam z nimi dobrą relację. To prawda. Przez te pół roku, obie strony otworzyły si
Blog o szalonej rodzinie.