Przejdź do głównej zawartości

Czas przygotowań


Przyjechał koncentrator i niby wszystko już jest, ale w czwartek był wielki nawrót infekcji. Wiktor przestał wchłaniać, ciągle wił się z bólu, brzuch miał jak kamień i crp znów wzrosło. Dostał antybiotyk. Co oznacza najprawdopodobniej kolejne 10 dni w szpitalu, no i potem jeszcze chwile po odstawieniu. Do tego pojawiło mu się jakieś zaczerwienienie na mostku. Ja natomiast dostałam sraczki takiej, jakiej nie miałam nigdy w życiu! To dopiero było oczyszczenie! Wyrzuciłam z siebie totalnie wszystkie brudy! Taki mieliśmy czwartek. Tego dnia też cały oiom przeprowadzał się na nowiutki wyremontowany oddział. Było dużo zamieszania. Jak to przy dużych zmianach. Teraz mamy super standard. Cichutki pokoik z łazienką tylko dla nas! Nawet nie wiecie, jak ona mi się przydała!!!😜

W weekend zrobiliśmy sobie wychodne! Jakimś cudem, wróciły mi siły po „Wielkim Przeczyszczeniu” i wybraliśmy się na urodziny. Cudnie było ubrać się, umalować i wyjść do ludzi. Wspaniale zjedliśmy, pośmialiśmy się, popiliśmy ☺️ Jak to wszystko smakowało! Delektowaliśmy się tym wieczorem... Kto wie, kiedy znów będzie taka możliwość...

Dziś już poniedziałek. Nowy tydzień zaczyna się bardzo powoli i ospale. Rano wszystko poszło nam jak spłatka. A teraz mamy duuużo czasu. Nadal tu cicho. Tylko szumi wentylacja... Ponoć w ciszy dobrze słychać głos Taty...

Wiktor ma się dobrze. Jest słaby. Ale powoli nabiera sił. Ach, i wyszły mu kolejne dwa zęby! Ma już całe 7! Nie wystarczy wirus. Nasz synek musi mieć te zęby zawsze na dokładkę do trudnych momentów!

W sprawie domu cisza... ale zaraziliśmy sraczką pokaźną część personelu... niebawem będą nas mieli tak dość, że w końcu nas stąd wykopią, hihi 🤣

A tak na poważnie, to przygotowujemy się... Piotr stopniowo wywozi wszystko do domu, ja zaczynam robić małe zakupy, a dziadkowie szykują ekstra łóżeczko. Poza tym myślę nad tym, jak dobrze pożegnać się z ludźmi, którzy byli dla mnie jak rodzina przez ostatnie pół roku... jak wyrazić wdzięczność za te wszystkie rozmowy, troskę, czułą i zarazem fachową opiekę i nad Wiktorem, i nad jego staruszkami?

Przede wszystkim nastawiamy się psychicznie... Modlimy się... Cieszymy i niepokoimy zarazem. Prowadzimy z Piotrem długie i piękne rozmowy. Podsumowujemy te 11 miesięcy w szpitalach. Chyba próbujemy najgorsze ciężary i stresy zostawić za sobą. No i otwieramy głowy i serca na przyszłość. Mamy taką myśl przewodnią, że na razie dość „naprawiania” Wiktora - teraz trzeba go porządnie ukochać i stworzyć mu dom. To taka cudna misja! Mam nadzieję, że jej podołamy! Z Bożą pomocą na pewno!

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Po operacji - dzień 1

Chciałabym Wam to opisać, ale to trudne... trudno jest opisać to przez co przechodzimy komuś, kto nie był w takiej sytuacji. Część z Was widzi to na czarno, czarniej niż jest. Dla innych wydaje się to lżejsze niż jest. Spróbuję to opisać... może zrozumiecie? Wczoraj rano nasz bąbel fikał sobie po łóżeczku w błogiej nieświadomości. Pewnie czuł, że coś się zbliża, bo rodzice przyszli jacyś naelektryzowani, tacy inni. Poza tym jeść mu nie dali. Coś było inaczej. No i to nowe dziwne, pachnące chemikaliami miejsce... a potem zasnął i śpi do teraz, chociaż miał po operacji już ochotę się ruszać. Lekarze mówią, że jest „po przejściach” i w związku z tym, że dostawał już silne leki usypiające, to ma dużą tolerancje. Jak narkoman. Dlatego potrzebuje dużo. Ostatecznie wczoraj dołożyli mu jeszcze pavulon. Wiem, że to wszystko prawda, ale my z Piotrkiem w tym jego wybudzaniu się widzimy też ogromną wolę życia... ja wiem, że on chce już machać nogami, kręcić się i wiercić! Jedyne co się teraz ru

Pierwszy post

Witajcie! Na tym zdjęciu jest mój synek, Wiktor. Ja mam na imię Anna. Tata Wiktora to Piotr. Jesteśmy DREAMTEAMem, niezwykłą rodziną, która - idąc przez piekło - staje się coraz bardziej szczęśliwa. Zdjęcie jest już stare. Stare, co oznacza, że Wiktor żyje już wystarczająco długo, żeby mieć już stare zdjęcia! I to jest cud! Gdy byłam w ciąży, jego szanse określano jako nikłe. Mało który lekarz tak jak ja wierzył w cuda. A ja wierzyłam, a wiara czyni cuda. Chciałabym, żeby wszyscy w nie wierzyli. Świat byłby piękniejszy. To zdjęcie zrobiła pielęgniarka, kiedy cały dzień na sali Wiktora lekarze ratowali inne dziecko (i uratowali - kolejny cud), a my nie mogliśmy go zobaczyć. Wracaliśmy tam co chwilę i ciągle powtarzano nam, że nie można jeszcze wejść. Kiedy rozpłakałam się już z niemocy, pielęgniarka zaproponowała, że zrobi mu zdjęcie. Po chwili przyniosła nam takie ujęcie. To był jeden z jego pierwszych uśmiechów. Leżał tam sobie sam cały dzień, cały w kabelkach i opatru

Szklanka do połowy pełna

Nie wiem już jak to opisać... słów mi brak na opisanie tego stanu, który ostatnio bardzo często mi towarzyszy... widzę wyraźnie wiele małych cudów... i morze miłości, które mnie zalewa... Jak cudnie być tak kochanym! I jak cudnie tak kochać! Tydzień temu mieliśmy piękne odwiedziny. U Wiktora była babcia Wandzia. Cieszyłyśmy się z mamą jak dzikie z tego wspólnego przedpołudnia z Wiktorem. Było jak w domu. Kąpiel. Ubieranie. Czesanie. Karmienie. Potem echo serca, to może nie takie domowe. Ale jakoś wyszło ok, więc radość była z tego też. Chociaż Wiktor bardzo mocno protestował. Lubię, jak protestuje. Pokazuje sprzeciw takim ludziom, co zamiast jego oczu widzą tylko swój cel. Nie daje się traktować przedmiotowo. Wiktor uczy wszystkich, że trzeba najpierw wejść z nim w kontakt, w relację... Dostaliśmy najpiękniejszy prezent na świecie. Gosia wraz z mężem i małymi, dzień młodszymi, bliźniakami zafundowali Wiktorowi msze wieczyste. Już zawsze, codziennie, gdzieś w Kielcach będą odbywa