Przejdź do głównej zawartości

138 dzień życia



To już 138 dzień życia naszego Bąbelka. A 6 dzień w nowym miejscu. Od minionej środy jesteśmy w Gdańsku. Wjechaliśmy do miasta jak rodzina królewska i tak tu się nami zajmują. Po raz pierwszy od dawna poczuliśmy się bezpiecznie. Lekarki widzą tu Wiktora w całości, a nawet z rodzicami w zestawie. Są bardzo uważne, dokładne i chcą z nami współpracować. To miejsce jest dla nas jak dar z nieba. Rozpoczynamy nowy etap. Wiktor zostanie jeszcze długo w szpitalu, więc reszta dreamteamu musi się urządzić w kolejnej metropolii. Chociaż marzyłam o tym, żeby jak najszybciej znaleźć się w domu i ostatnie dni opłakiwałam niemożliwość takiego rozwiązania, to zaczyna pojawiać się we mnie radość w związku z nowym.

Od kilku dni zmagamy się ze stanem zapalnym. CRP najpierw porządnie urosło, potem ładnie spadło, a dziś znów urosło. Maluszek gorzej trawi mleczko, ma zmniejszone porcje. Ma też podwyższoną bilirubinę i robi białe kupki. Lekarze obawiają się, że to kamień z pęcherzyka żółciowego przyblokował drogi żółciowe. Jutro będzie usg i konsultacja z chirurgiem.

Najpierw się wystraszyłam, myśli pogalopowały mi w gotowe straszne scenariusze... ale potem przyjrzałam się Wiktorkowi. Był dziś spokojny, miał piękne saturacje... uśmiechał się dużo. Tak chyba nie wygląda dziecko z przyblokowanymi drogami żółciowymi... Na koniec dnia przeczytałam mu jego ulubioną bajkę i patrzył zasłuchany na mnie, a potem zasnął. Tak trudno było od niego wyjść! Nauczyłam się robić to jakbym zrywała plaster. Krzyżyk na czółku, kilka słów i uciekam! Niby uciekam, ale podczas tych przerw w „widzeniach” mam go cały czas w sercu, w myślach i przed oczami. Myślę, że tak mają mamy. Od 138 dni jestem mamą. Nigdy nie czułam takiej miłości... jest piękna!

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Medycyna to nie matematyka

Cieszę się bardzo, że Gdańscy lekarze widzą Wiktora, a nie tylko jego wyniki badań. Dziś CRP jest nadal podniesione, bilirubina wyższa niż wczoraj, jednak pacjent spokojny, obserwujący z ciekawością świat i robiący kupy mniej białe niż wczoraj. Chirurg nie chce nic robić, bo kamyczek nadal pozostaje w pęcherzyku żółciowym. Dowiedziałam się wczoraj, że żółć pomaga nam trawić tłuszcze. Dzięki mojemu synowi poznaję szczegółowo anatomię i fizjologię człowieka ☺️. A i tak, jak przyznała dziś Pani doktor - ludzki organizm ciągle zaskakuje. „Medycyna to nie matematyka!” Dziś był spokojny dzień. Wiktor ma coraz przytomniejsze oczy, bo odstawili Dexdor. Taki lek, który sprawiał, że był obojętny na wszystko. Ech... Coraz więcej uśmiechów i świadomych spojrzeń. Bardzo mnie to cieszy!!!

Pierwszy post

Witajcie! Na tym zdjęciu jest mój synek, Wiktor. Ja mam na imię Anna. Tata Wiktora to Piotr. Jesteśmy DREAMTEAMem, niezwykłą rodziną, która - idąc przez piekło - staje się coraz bardziej szczęśliwa. Zdjęcie jest już stare. Stare, co oznacza, że Wiktor żyje już wystarczająco długo, żeby mieć już stare zdjęcia! I to jest cud! Gdy byłam w ciąży, jego szanse określano jako nikłe. Mało który lekarz tak jak ja wierzył w cuda. A ja wierzyłam, a wiara czyni cuda. Chciałabym, żeby wszyscy w nie wierzyli. Świat byłby piękniejszy. To zdjęcie zrobiła pielęgniarka, kiedy cały dzień na sali Wiktora lekarze ratowali inne dziecko (i uratowali - kolejny cud), a my nie mogliśmy go zobaczyć. Wracaliśmy tam co chwilę i ciągle powtarzano nam, że nie można jeszcze wejść. Kiedy rozpłakałam się już z niemocy, pielęgniarka zaproponowała, że zrobi mu zdjęcie. Po chwili przyniosła nam takie ujęcie. To był jeden z jego pierwszych uśmiechów. Leżał tam sobie sam cały dzień, cały w kabelkach i opatru...

D O M

Już dłużej nie mogę nie pisać. Naprawdę zamilkłam. Nie tylko tu. Ucichły też moje whatsappowe grupy wsparcia, telefony, smsy. Trochę tak czuję, jakby Wiktor był alpinistą, jakby w drodze na szczyt niosły go pełne miłości wiadomości od Was, pytania, radość z kolejnych kroków. A teraz jesteśmy na szczycie. Zdobyliśmy go. Bardzo długo wyczekiwane marzenie stało się dla nas rzeczywistością! Dolatują do mnie jeszcze gesty i słowa wsparciea. Na przykład wspomniany tu wcześniej amerykanin aktualnie trenuje bieganie, bo chce pobiec w nowojorskim maratonie w intencji zdrowia Wiktora. To takie piękne. Taka modlitwa ruchem. A teraz ruch to główna sfera wiktorowa. Bardzo chce już się ruszać, płacze jak leży... Jednak nie do końca jeszcze może zrobić coś ponad obroty na boki i jakieś szalone mostki. Więc mama robi za transporter po domu. „Chodzimy”, latamy, podskakujemy... jak to cieszy!!! Czasami też uprawiamy sporty ekstramalne: odczepiamy respirator i biegamy z maluchem po wszystkich pomies...