Dawno nie pisałam, wiem, jakoś ciągle coś się działo z Wiktorem. Crp falowało góra-dół. Miał biegunkę od antybiotyku, odparzył sobie bardzo mocno dupinkę, miał kłopoty z oddychaniem. Ogólnie to trudny, stresujący czas... różne komplikacje napędziły nieźle stracha i lekarzom, i nam rodzicom, i towarzyszącym nam różnym dobrym ludziom... Łatwo jest ufać, kiedy wszystko idzie po naszej myśli, a kiedy cokolwiek innego się dzieje to znika cały mój spokój i ufność. Pojawia się przerażenie, że być może Bóg ma zupełnie inny plan. No i tak było ostatnio... całe szczęście dla nas wygląda na to, że sytuacja się ustabilizowała i Wiktor już ma się lepiej!
Dzięki temu i mojej mamie mogliśmy spokojnie wyjechać na chwilę i zadbać o siebie. Babcia spędza weekend w szpitalu z wnukiem, a rodzice nad jeziorem. Łódka, rower wodny, wędkowanie... słońce i wiatr... tafla jeziora, która nieustannie się zmienia... cisza... Bardzo tego potrzebowaliśmy z Piotrkiem. Nieustanny stres towarzyszący nam od 5 miesięcy powoli daje o sobie znać. Czujemy ogromne zmęczenie. Tu, blisko natury, oddychamy. Ładujemy akumulatory i radość, by zawieźć ją dziś wieczorem synkowi do szpitala♥️.
Dużo tu wokół nas rodzin z dziećmi. Bo to idealne miejsce na rodzinne wakacje. Całe dwa dni towarzyszyło nam wyobrażanie sobie, jak to by było być tu z nim. Można powiedzieć, że zabraliśmy go ze sobą... w sercach i w głowach... Marzymy o tym, by zabrać go już ze szpitala. Żeby on też mógł oddychać świeżym powietrzem... by rodzina była razem! Jednocześnie, aby nie umrzeć z tęsknoty, próbujemy akceptować to jak jest. Akceptacja pozwala odetchnąć, rozluźnić się... szukamy też w sobie wdzięczności za to co jest. Wiktor żyje♥️ Już 5 miesięcy, a w zasadzie to już 14 miesięcy jest z nami!
Komentarze