Może tytuł tego posta brzmi trochę kosmicznie w Waszych uszach, ale uwierzcie mi - szczęście znów nie mieści mi się w serduchu. A nie, to była miłość ostatnio. Teraz czuje szczęście!
Od dwóch dni Wiktor czuje komfort. Dobrze mu się oddycha, najada się, jego dupka się zagoiła, nic go nie boli!!! Choć z badań wynika, że przechodzi kolejną infekcję bakteryjną i musi brać antybiotyk, to po nim nic nie widać. Jest spokojny i tak łapczywie ciekawy świata. Wyciąga przed siebie rączki i z ciekawością je ogląda albo nimi dotyka różnych zabawek. Przy przewijaniu patrzy na mnie z ciekawością i rzuca mi swoje szelmowskie uśmiechy.
To pewnie normalność zwyczajnych mam. Ja doświadczam tego spokoju pierwszy raz od bardzo dawna. Wiem, że jest on ulotny i może potrwać króciutko, ale dlatego właśnie delektuję się nim jak kawałkiem wyśmienitego ciasta!
A wisienką na torcie było dzisiejsze usg główki. Wiktor ma wodniaczka w mózgu, prawdopodobnie po ecmo albo po zatrzymaniu krążenia. Cieszyliśmy się z tego, że nie rósł, a tu dziś informacja, że się zmniejszył! Hurrraa♥️
Poza tym coraz bardziej pewnie mi być mamą. Ruchy, które widziałam gdzieś na filmikach, które zupełnie jakoś mi nie wychodziły, nagle stają się moimi. Patrze na siebie z boku zmieniając Wiktorkowi pieluszkę i podoba mi się to co widzę. Widzę mamę i syna. Bezpiecznych i zakochanych w sobie. Widzę rodzącą się więź. I zasikane prześcieradło. Ups! Nie zdążyłam złapać fontanny. Swoją drogą nie wiem jakim cudem domy moich przyjaciół z dziećmi nie są całe zasikane. Jak te dzieci z dziką radością siusiają właśnie wtedy, gdy rozepnie im się pieluszkę?
Dziś, zaplątani w kabelki, rurki, kroplówki, wyznaliśmy sobie miłość😍
A jutro kolej tatusia ☺️
Komentarze