Ostatnie dni wracaliśmy powoli do starego rytmu. Od środy byliśmy z powrotem w „naszym” szpitalu☺️. Dobra kameralna atmosfera, spokój i życzliwość personelu sprawiły, że poczułam, jakbyśmy wracali „do domu”. Wiktor trochę odczuł te podróże, ale wszystko zapowiadało się, że teraz już tylko stabilizujemy się, jemy i rośniemy... wkłucie usunięte, antybiotyk odstawiony i plan zejścia z leków moczopędnych.
Tak wyglądała nasza „bajka”. Ale życie to nie bajka! Niestety wczoraj CRP wzrosło do 100 i został włączony antybiotyk. Dziś sytuacja wyglada podobnie. CRP 90 z hakiem. Nie jest gorzej. To dobrze! Lekarze nie do końca wiedzą co mu jest, ale szukają. Jutro będzie usg, w piątek echo serca. Zobaczymy...
My rodzice od wczoraj prowadzimy otwartą walkę z naszym lękiem. Bardzo kochamy naszego synka, a z miłością w pakiecie czujemy ogromny strach przed jego stratą. Jak to zrobić? Jak kochać bez panicznego strachu w tej sytuacji? Czasem się nam udaje. Jak? Przestawiamy głowę na radość z tego co mamy, a mamy całkiem sporo. W naszej ulubionej bajce o Wilczku Leosiu, Dziadek bohatera opowiada mu, jak to strachu warto czasem posłuchać. No to słuchamy, a lęk przed utratą zamieniamy w radość z tego co jest. Mamy siebie. I chociaż nasza trójka śpi rozdzielona w różnych budynkach, to jesteśmy rodziną, wyczuwamy się nawet na odległość! Mamy też telefony z możliwością robienia zdjęć, kręcenia filmów, czy rozmów z kamerą. Mamy lekarzy i pielęgniarki, którzy robią wszystko co w ich mocy, żeby pomóc. No i mamy Boga, który wie, co nam potrzeba jeszcze zanim o tym sami pomyślimy. Ech, jak my dużo mamy ☺️ Mi pomaga jeszcze myśl o tym, co najgorsze. Myśl o śmierci, która wcale nie jest dla Wiktora najgorszym rozwiązaniem - oznaczałaby niebo ♥️.
Ale skoro żyje, to znaczy, że jest tu jeszcze potrzebny!
Lubię też zamieniać strach w ciekawość. Ciekawe co przyniesie kolejny dzień...
Dam Wam znać. Tymczasem ściskam cieplutko wszystkie przyjazne nam dusze i dziękuję, że jesteście!
Komentarze