Przejdź do głównej zawartości

Po operacji - dzień 2


Za tymi drzwiami jest Wiktor. Śpi sobie nadal spokojnie. A jego parametry czujnie monitoruje zespół pielęgniarek i lekarzy. Ufamy im. Są specami od wyprowadzania na prostą dzieci po operacjach kardiochirurgicznych.

Wczoraj od rana była gorączka, pędzące serce (tętno rozpędzało się do 200), przestawał sikać. Badanie serduszka wyszło ok. Nic się nie dzieje ze zoperowanym sercem. A stan Wiktora mieści się w granicach szeroko pojętej pooperacyjnej normy. Znajomy kardiochirurg powiedział, że to może potrwać nawet do dwóch tygodni... taki chwiejny i niepewny czas... trudne to. Ale próbujemy robić z tego coś dobrego. Wypoczywamy... tak jak się da...

Dziś gorączka mniejsza, serce szybkie, ale już nie aż tak. Lepiej siusia. Pojawiły się kłopoty z oddychaniem. Płucka dostają nacisk z dwóch stron. Z jednej strony nowe serducho pompuje krew, a z drugiej respirator powietrze. To chyba niełatwe do ogarnięcia... ale Wiktor ogarnia jakoś. Ma chwile słabsze, ale potem jakoś się z nich wykaraskuje 💪🏻!

My przy każdym widzeniu łapiemy maluszka za rączki albo stópki i przekazujemy mu całą naszą energię. Potem czujemy się jakby ktoś spuścił z nas powietrze...

Komentarze

En Gie pisze…
Przesylam duzo slonca 🌞💛

Popularne posty z tego bloga

5 MIESIĘCY ♥️

Dobre wieści!!! CRP systematycznie spada. Wczoraj było 29. No i Wiktor lepiej się czuje i jest dużo spokojniejszy. Wygląda na to, że idzie ku dobremu. Serce nam pęka ze szczęścia i z dumy! Jaki to czad, że można już być dumnym z 5 miesięcznego synka. Stoczył kolejny bój i wygląda na to że wygrał 💪🏻💪🏻♥️. Wczoraj świętowaliśmy 5 miesięczniny 😉. Ech jest co świętować! Przyniosłam na oddział ciasto. Cieszyłam się z nimi. A tata robił zakupy niespodzianki w smyku. Chociaż w tygodniu Piotrek wyjeżdża, to przez telefon i zdjęcia bardzo czuję, że sercem jest cały czas z nami. Dziś Wiktor zasnął u mnie na rękach. Tak ufnie, całym sobą, że moje serce pękało w szwach od tej miłości... Przepiękne uczucie. Jestem szczęściarą!

Po operacji - dzień 1

Chciałabym Wam to opisać, ale to trudne... trudno jest opisać to przez co przechodzimy komuś, kto nie był w takiej sytuacji. Część z Was widzi to na czarno, czarniej niż jest. Dla innych wydaje się to lżejsze niż jest. Spróbuję to opisać... może zrozumiecie? Wczoraj rano nasz bąbel fikał sobie po łóżeczku w błogiej nieświadomości. Pewnie czuł, że coś się zbliża, bo rodzice przyszli jacyś naelektryzowani, tacy inni. Poza tym jeść mu nie dali. Coś było inaczej. No i to nowe dziwne, pachnące chemikaliami miejsce... a potem zasnął i śpi do teraz, chociaż miał po operacji już ochotę się ruszać. Lekarze mówią, że jest „po przejściach” i w związku z tym, że dostawał już silne leki usypiające, to ma dużą tolerancje. Jak narkoman. Dlatego potrzebuje dużo. Ostatecznie wczoraj dołożyli mu jeszcze pavulon. Wiem, że to wszystko prawda, ale my z Piotrkiem w tym jego wybudzaniu się widzimy też ogromną wolę życia... ja wiem, że on chce już machać nogami, kręcić się i wiercić! Jedyne co się teraz ru

Rodzice mają wychodne

Dawno nie pisałam, wiem, jakoś ciągle coś się działo z Wiktorem. Crp falowało góra-dół. Miał biegunkę od antybiotyku, odparzył sobie bardzo mocno dupinkę, miał kłopoty z oddychaniem. Ogólnie to trudny, stresujący czas... różne komplikacje napędziły nieźle stracha i lekarzom, i nam rodzicom, i towarzyszącym nam różnym dobrym ludziom... Łatwo jest ufać, kiedy wszystko idzie po naszej myśli, a kiedy cokolwiek innego się dzieje to znika cały mój spokój i ufność. Pojawia się przerażenie, że być może Bóg ma zupełnie inny plan. No i tak było ostatnio... całe szczęście dla nas wygląda na to, że sytuacja się ustabilizowała i Wiktor już ma się lepiej! Dzięki temu i mojej mamie mogliśmy spokojnie wyjechać na chwilę i zadbać o siebie. Babcia spędza weekend w szpitalu z wnukiem, a rodzice nad jeziorem. Łódka, rower wodny, wędkowanie... słońce i wiatr... tafla jeziora, która nieustannie się zmienia... cisza... Bardzo tego potrzebowaliśmy z Piotrkiem. Nieustanny stres towarzyszący nam od 5 miesi