Przejdź do głównej zawartości

Kolejny akapit


Od dwóch dni jesteśmy na OIOMIE pediatrycznym. Możemy być razem dużo dłużej! Wiktor dochodzi do formy pod opieką cioć, które opiekowały się nim już przez dwa miesiące. Niektóre bardzo dobrze go pamiętają. I bardzo kibicują. Jak nigdy teraz maleństwo potrzebuje kibiców! Cały organizm szaleje! Jedzonko średnio przyswaja. Kupek mało. Brzuszek ma ogromny - chyba wątroba spuchła od wzmożonego napływu krwi. Ciasno się w nim bardzo zrobiło... Pojawiły się też odleżyny na dupce i główce. I dodatkowa przepuklina. Wiedziałam, że może być domino komplikacji... ale nie wiedziałam, że będzie mi tak okropnie trudno to znieść! Strata Gdańskiej formy bardzo boli. Ale przeszłości już nie ma. Przyszłość jest niepewna. Zostaje nam odnajdywać szczęście w tu i teraz. To było takie łatwe w Gdańsku! Teraz trzeba troszkę naprężyć duchowe muskuły...

Wczoraj wieczorem wylałam z siebie cały smutek i żal. Dziś chciałabym się więcej uśmiechać i zarażać tym Wiktorka. Będę szukać tego, co wypełnia moją szklankę. I pomodlę się. I będę dbać o siebie. Dziś mam wieczorem babskie spotkanie. Z mamami, które tu kiedyś poznałam. Uwielbiam się z nimi śmiać. Udawało się nam to już w bardzo ciężkich chwilach...

Wiktor zmaga się z trudem zmiany. Profesor dał mu serce, które pozwoli mu żyć dłużej i pełniej. Teraz reszta musi się do tego zaadaptować. A na to potrzeba czasu... Ja wierzę, że mu się uda. Widziałam już jego udane walki. Wierzę też, że czuwa nad nim całe Niebo. I że będzie dobrze... Najlepiej.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

5 MIESIĘCY ♥️

Dobre wieści!!! CRP systematycznie spada. Wczoraj było 29. No i Wiktor lepiej się czuje i jest dużo spokojniejszy. Wygląda na to, że idzie ku dobremu. Serce nam pęka ze szczęścia i z dumy! Jaki to czad, że można już być dumnym z 5 miesięcznego synka. Stoczył kolejny bój i wygląda na to że wygrał 💪🏻💪🏻♥️. Wczoraj świętowaliśmy 5 miesięczniny 😉. Ech jest co świętować! Przyniosłam na oddział ciasto. Cieszyłam się z nimi. A tata robił zakupy niespodzianki w smyku. Chociaż w tygodniu Piotrek wyjeżdża, to przez telefon i zdjęcia bardzo czuję, że sercem jest cały czas z nami. Dziś Wiktor zasnął u mnie na rękach. Tak ufnie, całym sobą, że moje serce pękało w szwach od tej miłości... Przepiękne uczucie. Jestem szczęściarą!

Po operacji - dzień 1

Chciałabym Wam to opisać, ale to trudne... trudno jest opisać to przez co przechodzimy komuś, kto nie był w takiej sytuacji. Część z Was widzi to na czarno, czarniej niż jest. Dla innych wydaje się to lżejsze niż jest. Spróbuję to opisać... może zrozumiecie? Wczoraj rano nasz bąbel fikał sobie po łóżeczku w błogiej nieświadomości. Pewnie czuł, że coś się zbliża, bo rodzice przyszli jacyś naelektryzowani, tacy inni. Poza tym jeść mu nie dali. Coś było inaczej. No i to nowe dziwne, pachnące chemikaliami miejsce... a potem zasnął i śpi do teraz, chociaż miał po operacji już ochotę się ruszać. Lekarze mówią, że jest „po przejściach” i w związku z tym, że dostawał już silne leki usypiające, to ma dużą tolerancje. Jak narkoman. Dlatego potrzebuje dużo. Ostatecznie wczoraj dołożyli mu jeszcze pavulon. Wiem, że to wszystko prawda, ale my z Piotrkiem w tym jego wybudzaniu się widzimy też ogromną wolę życia... ja wiem, że on chce już machać nogami, kręcić się i wiercić! Jedyne co się teraz ru

Rodzice mają wychodne

Dawno nie pisałam, wiem, jakoś ciągle coś się działo z Wiktorem. Crp falowało góra-dół. Miał biegunkę od antybiotyku, odparzył sobie bardzo mocno dupinkę, miał kłopoty z oddychaniem. Ogólnie to trudny, stresujący czas... różne komplikacje napędziły nieźle stracha i lekarzom, i nam rodzicom, i towarzyszącym nam różnym dobrym ludziom... Łatwo jest ufać, kiedy wszystko idzie po naszej myśli, a kiedy cokolwiek innego się dzieje to znika cały mój spokój i ufność. Pojawia się przerażenie, że być może Bóg ma zupełnie inny plan. No i tak było ostatnio... całe szczęście dla nas wygląda na to, że sytuacja się ustabilizowała i Wiktor już ma się lepiej! Dzięki temu i mojej mamie mogliśmy spokojnie wyjechać na chwilę i zadbać o siebie. Babcia spędza weekend w szpitalu z wnukiem, a rodzice nad jeziorem. Łódka, rower wodny, wędkowanie... słońce i wiatr... tafla jeziora, która nieustannie się zmienia... cisza... Bardzo tego potrzebowaliśmy z Piotrkiem. Nieustanny stres towarzyszący nam od 5 miesi